-Puść mnie natychmiast! Jeszcze z nią nie skończyłam! -krzyczy szatynka, próbując wyrwać się swojemu chłopakowi.
-Wsiadaj do auta! -rozkazuje jej, ale ona cały czas się szarpie, nie dając za wygraną.
-Ross pomóc ci? -pyta rozbawiony Riker, wychodząc z samochodu.
-Nie dzięki. Zaraz ją wrzucę do środka! -mówi już lekko zdenerwowany
zachowaniem swojej dziewczyny. W końcu nie wytrzymuje, przerzuca ją przez
ramię i idzie w stronę auta. Riker już otworzył bratu drzwi i z
radością przygląda się całej akcji.
-Ross nie! Ani mi się waż! -protestuje głośno dziewczyna, ale nic to nie dało. Wrzuca ją na tylne siedzenie i siada obok.
-Kochanie co cię napadło? -mówi spokojnie.
-Kochanie? Jak możesz do mnie tak mówić po tej akcji -oburza się Jane.
-Ej, nie ja napadłem na tą laskę jak dziki zwierz.
-Ale dałeś mi do tego powody. Czy ty naprawdę nie widzisz jak Brooke się obok ciebie kręci?
-Podobam się jej to jasne -mówi rozbawiony Ross.
-No co ty nie powiesz! Jeszcze raz a powyrywam jej te kłaki! Przysięgam!
-Ach kobiety i ich zazdrość -komentuje Riker - Gdzie was podwieźć? -pyta po chwili.
-Do Andy'ego.
Skinieniem
głowy dał znać, że zrozumiał i zawozi ich w wybrane miejsce. Wysiadają z
samochodu, wcześniej żegnając się z Rikerem i czekają, aż odjedzie. Gdy
znika za rogiem, blondyn idzie do czekającego już na niego kumpla.
Znikają na chwilę, wyprowadzają motor z garażu i żegnają się. Ross
podchodzi do Jane.
-Kiedy zamierzasz powiedzieć reszcie, że kupiłeś motor?
-Kiedyś trzeba będzie. Wsiadaj.
Dziewczyna
uśmiecha się i usadawia za Rossem. Jadą w milczeniu. Jane zamknęła
oczy, pogrążając się w myślach. Jej włosy powiewają na wietrze.
Czuje
jak przechodzą jej ciarki wzdłuż pleców. Przytula się mocniej do swojego
chłopaka.
-Dziękuję -mówi nieśmiało do Rossa.
-Za co? - pyta podchwytliwie.
-Dobrze wiesz. Brooke nieźle działa mi na nerwy -śmieje się - Kocham cię.
-Tez
cię kocham skarbie -mówi czule Ross. Niebieska honda zaczyna zwalniać.
Zatrzymują się w lesie. Jane otwiera oczy, nie wiedząc o co chodzi.
-Gdzie jesteśmy? -pyta swojego ukochanego lekko zaniepokojona.
-Chodź, coś Ci pokaże - bierze ją za rękę i idą razem przez las. Jest ciemno. Godzina 12 w nocy.
-Ross, gdzie idziemy? Trochę się boję.
-Spokojnie, jestem przy tobie - całuje ją w czoło i przyciąga bliżej siebie. - Już prawie jesteśmy.
Wychodzą na niewielką polanę.
-Pamiętasz, jak po ostatniej kłótni z rodzicami zniknąłem? -dziewczyna potakuje głową - To tutaj byłem. Uwielbiam to miejsce.
Jane
nic nie mówi. Jest oczarowana widokiem. Czyste, gwieździste niebo i
księżyc w pełni. Słychać szumiące fale oceanu. Nigdy nie była w tak
pięknym miejscu. Zupełne odcięcie od świata. Cisza i spokój. Brakowało
jej tego. Idzie przed siebie, zostawiając chłopaka z tyłu. Kładzie się
na ziemi i patrzy w niebo. Ross podchodzi do niej i kładzie się obok.
Leżą chwilę w milczeniu.
-Pięknie, prawda?-pyta w końcu towarzyszącej mu dziewczyny.
-Tak. Nigdy nie byłam w takim fantastycznym miejscu -odpowiada spokojnym, rozmarzonym głosem.
-Ech, widzę coś piękniejszego -zagaduje i zaczyna całować ją po szyi.
-Wymyśl
coś lepszego. Tym nie poderwiesz żadnej -śmieje się Jane i obraca na
bok, patrząc prosto w jego brązowe oczy. Momentalnie odpływa. Te oczy są
wręcz hipnotyzujące. Wybudza się gdy czuje na swoim policzku ciepłe
usta.
-Wiedziałem, że to na ciebie zadziała -szczerzy swoje białe ząbki i ponownie ją całuje.
-Ty
zawsze wiesz co na mnie działa -mówi i odwdzięcza się całusem. Nadal
leżą w swoich czułych objęciach, obserwując niebo. Jane dziwnie patrzy
na chłopaka.
-Ross, wszystko z tobą w porządku?
-Tak. Dlaczego pytasz?
-Czy aby na pewno?
-Wszysko dobrze -odpowiada zdezorientowany.
-Hmm. No nie wiem. W takiej sytuacji już dawno byś mnie rozbierał.
-Aaa... tego chcesz! -Ross wybucha śmiechem.
-Nie, nie chce. Ale zachowujesz się dziwnie spokojnie.
-Wiesz,
zbieram siły na dalszą zabawę -uśmiecha się zawadiacko i zaczyna ją
pieścić. Zatapiają się w swoich objęciach i czułych, gorących
pocałunkach. Stopniowo znikają z nich ubrania, aż zostają zupełnie
nadzy. Niespodziewanie Jane odrywa się od chłopaka.
-Czy coś się stało? -pyta zaniepokojony.
-Przepraszam. Nie mogę -odpowiada.
-Dlaczego? Najpierw się domagasz, a teraz nie chcesz -mówi żartem-A tak serio, zrobiłem coś nie tak?
-Nie, nie, ale chyba nie chcesz zostać tatusiem, co?
-Czemu miałbym zost... aaa.
-Gratuluję.
Biologia zdana na pięć -przerywa mu dziewczyna -A poza tym, to nie jest
odpowiednie miejsce do tych rzeczy -tłumaczy i wstaje żeby pozbierać
ubrania. Ross przygląda jej się z ciekawością lecz ona zauważa to.
-Dlaczego tak mi się przyglądasz? Mam coś na sobie? -pyta zdezorientowana.
-Właśnie w tym rzecz, że nie masz nic i to mi się podoba -podchodzi do niej i mocno przytula.
-Ach,
za bardzo cię rozpieszczam -mówi z uśmiechem na twarzy i podaje
chłopakowi ciuchy. Zaczynają się ubierać, co jakiś czas spoglądając na
siebie i wybuchając śmiechem. Znów siadają na trawie w swoich objęciach.
On delikatnie opiera swoją głowę o jej i gładzi aksamitne, długie
włosy. Milczą. Każde z nich pogrążone w swoich myślach. Ross wspomina
swoje dzieciństwo, koncerty, trasy i jak poznał Jane. Uśmiecha się sam do
siebie. Spostrzega, że dziewczyna już zasnęła. Powoli okrywa ją swoją
skórzaną kurtką. Zamyka oczy i momentalnie zasypia w ciepłych objęciach
dziewczyny.
Powiew morskiej bryzy budzi Jane. Słońce powoli
wschodzi. Rozgląda się dookoła, ale po Rossie ani śladu. Zastanawiając
się gdzie może być jej chłopak, ubiera jego kurtkę i schodzi niżej w
stronę wody. Spacerując powoli po plaży, zauważa swojego blondyna
chodzącego po skałach. Idzie powoli w jego stronę. Podchodzi bliżej i z
zaciekawieniem przygląda się, co robi. Chłopak odwraca się.
-O hej -uśmiecha się szczerze.
-Hej. Co ciekawego robisz?
-Postanowiłem trochę pozwiedzać. Jak się spało?
-W porządku, ale jestem strasznie głodna! -mówi i zbliża się do blondyna z wyszczerzonymi zębami.
-Chowaj kły wampirzyco i jedziemy na naleśniki z syropem klonowym i bitą śmietaną.
-Mniam! -wykrzykuje i biegnie na górę w stronę zostawionego motoru.
-Czekaj! -krzyczy za nią-Jeszcze chciałem coś zrobić!
-Co takiego? -pyta zaciekawiona.
-Chodź, a zobaczysz.
Jane przybiega do Rossa.
-No, to powiesz co robimy?
-Idziemy się popluskać!
-Hmm... no dobra! -mówi radośnie i ucieka.- No chodź, co tak stoisz!-krzyczy do niego.
Ross przygląda się z uśmiechem dziewczynie i biegnie za nią. Rozbierają się, zostając w samej bieliźnie. Wchodzą do wody.
-Jak zimno -narzeka Jane.
-Nie jest tak źle. Zobacz -Ross odwraca ją w stronę wschodzącego słońca i obejmuje od tyłu.
-Piękne -komplementuje - Nie
chcę wracać do domu. Tu jest tak dobrze, a poza tym na pewno rodzice są
źli, że nie wróciłam ani nie zadzwoniłam. A jak się dowiedzą o Brooke?
-Daj spokój, nie będzie tak źle.
-Miejmy nadzieję. Wiem, że moi rodzice nie są tacy sztywni, ale sporo się tego uskładało.
Ross mocno ją przytula.
-Ale pomyśl, warto było.
-Oj tak. Niezapomniane wrażenia -odwraca się i chce pocałować chłopaka, ale zamiast całusa, chlapie go wodą.
-Tak
się dziękuje za niezapomnianie wrażenia?! Czekaj tylko, aż cię
dorwę -śmieją się razem i chlapią nawzajem wodą. Po kąpieli o wschodzie
słońca udali się na umówione śniadanie. Po naleśnikowym szaleństwie i
niekończącym się śmiechom, niestety, trzeba zmierzyć się z rodzicami.
Jane czuje, że będzie ciężko.
-Mam ci towarzyszyć? - pyta Ross gdy stoją pod domem Jane.
-Nie. Dam radę, dziękuję. Odezwę się później.
Chłopak całuje ją w policzek i znika na motorze.
Dziewczyna niepewnie wchodzi do domu.
-Cześć Jane - mówi Susann wychylając głowę z kuchni-Gdzie byłaś tyle czasu?-pyta spokojnie mama.
-Byłam u Rydel.-cicho odpowiada.
-Mhm. A jak było naprawdę?
Jane podnosi głowę i patrzy na mamę, która oczekuje od niej prawdziwej odpowiedzi. Skąd ona wie, że oszukuje.
-Dobra, byłam z Rossem.
-Gdzie?
-Nad morzem.
-Cały czas? - pyta podejrzliwie Susann.
-Tak.
-Ok, dobrze. A wiesz kto dzisiaj dzwonił?
-Nie.-odpowiada niepewnie.
-Pani
Jason. Powiedziała mi o twoich wagarach. Tych dzisiejszych, jak i tych
wcześniejszych. Co się z tobą dzieje?-pyta troskliwie córkę.
-Nic się nie dzieje.
-Jakiś powód wagarowania musi być - mówi wycierając ręce w ściereczkę i podchodzi do Jane.
-Ugh!
Irytuje mnie ten ciągły wizerunek grzecznej, dziesięcioletniej
dziewczynki. Czasem trzeba odbiec od swojej rutyny. Tobie nigdy nie
zdarzało się wagarować, czy dostawać jedynki? - tłumaczy.
-Owszem
zadarzało, ale proszę cię, nie zmieniaj się dla kogoś. Tak, czy inaczej
masz szlaban. Zero wychodzenia z domu i od razu po szkole wracasz do
domu. Zrozumiano?
-Tak, ale Lynchowie mogą do mnie przychodzić? -pyta błagalnym wzrokiem.
-Szlaban -powtarza Susann, ale widzi smutny wyraz twarzy córki-Ech, niech ci będzie, ale tylko pod moją obecnością.
-Dziękuje -całuje
mamę w policzek i idzie do swojego pokoju lecz zatrzymuje się przed
schodami i zwraca do matki - Nie zmieniam się dla kogoś i wcale nie
zamierzam -biegnie na górę, żeby poinformować swojego chłopaka o
wszystkim. Susann tylko skwitowała uwagę córki uśmiechem i wróciła do
kuchni.
-Cześć Ross. Gadałam z mamą.
-Hej słońce. I jak tam?-odpowiada zaciekawiony.
-Mam szlaban.
-Jak teraz będziemy się spotykać?
-Spokojnie, wynegocjowałam, że możecie przychodzić, ale jak mama jest w domu -odpowiada entuzjastycznie.
-W sumie, lepsze to niż nic. A za co ta kara?
-Za wagary. Na szczęście nie wie nic o Brooke.
-Lepiej, żeby się nie dowiedziała.
-No lepiej nie, będę miała poważny problem. Dobra, muszę kończyć, zobaczymy się jutro?
-Jasne, trzymaj się. Pa.
-Pa.
Jane
odkłda telefon na biurko i zabiera się za naukę do jutrzejszego
sprawdzianu. Jak można spędzić cały dzień na nauce?! Marnowanie czasu,
ale niestety takie są konsekwencje wagarowania, teraz trzeba wszystko
nadrobić. Jane ocknęła się z szału nauki. Już 21?! Czas na kąpiel.
Chłodny prysznic dobrze robi. Po wieczornej toalecie, ciepłe łóżeczko już
czeka. Zatopiona w puchu kołdry, zasypia.
Jakieś nieprzyjazne
odgłosy wyrywają Jane ze snu. To ten cholerny budzik, znienawidzony
przez większość ludzi. Cóż, trzeba wstać i zebrać się do szkoły.
Śniadanie, szkoła, lekcje, dom. Dziwnie szybko zleciało. Rodzice wrócili
o stałej porze. Rodzinny obiad, rozmowy, wszystko normalnie. A może
jednak nie? Coś tu nie gra. Pewnie zaraz się przekonamy.
-Liz, idź proszę do pokoju, musimy porozmawiać z twoją siostrą -informuje Susann. Liz bez słowa odchodzi od stołu.
-Masz nam coś do powiedzenia? - tym razem głos zabiera tata.
-Nie, nie mam.
-To
może wiadomość o Brooke odświeży ci pamięć. Wiesz, że wylądowała w
szpitalu? Nadal nie masz nam nic do powiedzenia?- informuje zdenerwowana
Susann.
Jane była zaskoczona tą informacją. Faktycznie, wiedziała, że
za bardzo poniosły ją emocje, ale nie zdawała sobie sprawy, że jest tak
źle.
-Mamo, ja naprawdę nie chciałam jej nic zrobić! Irytuje mnie ta suka! Cały czas kręci się wokół Rossa!-wrzeszczy.
-Hamuj słowa i uspokój się! Ross to dobry chłopak i nigdy by cię nie skrzywdził.
Łzy napływają do oczu Jane.
-Pójdziesz i przeprosisz Brooke.-zadecydował ojciec.
-No chyba wam się śni!
-Zrobisz to, czy tego chcesz, czy nie.
-Zakaz
spotykania się z kimkolwiek, nawet z Lynchami. Będziesz siedzieć przy
książkach, aż oduczysz się wagarować i wdawać w bójki! -wtrąciła matka.
-Teraz
szoruj do siebie!-skwitował wściekły George. Jane bez wzruszenia
opuściła jadalnię już rysując w swojej głowie zemstę na rodzicach.
Wysłała do Rossa SMSa: "Jutro, godz. 17 u mnie. Zbierz swoich i Ella."
po czym zadowolona ze swego pomysłu, wzięła gitarę i zaczęła brzdąkać.
Po
powrocie ze szkoły Jane zaczęła przygotowywać się do spotkania z
kumplami. Susann niedługo jedzie do swojej siostry pomóc w urodzinowych
przygotowaniach, George w pracy do późnej nocy. Pozostaje Lizy. Trzeba
się jej pozbyć. Jane idzie do pokoju siostry.
-Liz! Jedziesz z mamą?
-Nie chce mi się -odpowiada.
-To lepiej niech ci się zachce. Nie chcę dzisiaj cię tu widzieć. Jasne?
-Szykujesz dziką imprezę?
-Może. A teraz zamknij się i spadaj na dół.
-Dobra, dobra nie bulwersuj się tak. Tylko nie spraw żadnej niespodzianki za 9 miesięcy-żartuje Lizy.
-Przymknij
się młoda i już cię nie widzę! -podnosi głos i idzie do swojego
królestwa. Dobra Liz-posłuchała, grzecznie zabrała się z mamą. Dom
wolny. Za 20min. powinna pojawić się ekipa. Dokładnie o 17 przed
drzwiami Jane, stanęło 6 uśmiechniętych buzi.
-Hej mała -przywitał się zawadiacko Riker.
-Nie zarywaj bo zarobisz w twarz od Rosa -skomentował Rocky i powitał gospodynię.
-Hej księżniczko -zawołała wesoło Rydel, po czym obdarowała ją wiśniowym pocałunkiem.
-Cześć
Jane -przywitali się równocześnie Ellington z Rylandem. Na samym końcu
podszedł Ross ze swymi słodkimi ustami i gorącymi objęciami.
-Witajcie
kochani. Dzięki, że przyszliście pomimo mojej kary. Żarcie
przygotowane, muza jest. Zaczynamy!-krzyczy wesoło i porywa Rydel do
tańca. Na chłopaków nie trzeba było długo czekać. Od razu dołączyli do
szalejących dziewczyn. Tańce, śmiechy i zabawa w najlepszym
towarzystwie. Jane nawet nie spostrzegła, że już druga w nocy, póki w
drzwiach nie stanęli rodzice i Liz.
-Co tu się dzieje do cholery
jasnej?! Wynocha mi stąd!-wrzeszczy Susann. Lizy zmyka do swojego pokoju
unikając kłótni, a zmęczony George odchodzi w bezpieczne miejsce.
-Masz
szlaban, co znaczy, że masz siedzieć w domu, a nie imprezować pod naszą
nieobecność! Wynoście się, a ty zniknij mi z oczu!-krzyczy na córkę.
-Dobrze,
jak sobie życzysz -mówi niewzruszona Jane i razem z paczką opuszcza
dom. Wsiada na motor z Rossem, po czym zwraca się do reszty:
-Spotkamy się kiedyś tam. Kocham was -mówi roześmiana dziewczyna.
-Zaraz, a ty gdzie?-pyta zdziwiona matka, wybiegając z domu za córką.
-Miałam
ci zniknąć z oczu. Uważaj na to, czego sobie życzysz bo w tym momencie
twoja prośba się spełnia- informuje zadowolona, zakładając kask. Ross
uruchamia silnik.
-To co, przed siebie? -pyta chłopak.
-Tak. Jak najdalej stąd.
Ciekawy one shot. Twoja kolezanka ma dryg do pisania. Namow ja do zalozenia bloga a ja czekam na rowniez wspaniale rozdzialy albo one shoty xd
OdpowiedzUsuńInformuję że u mnie pojawiła się poprawiona wersja Prologu. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńczarnykruk.blogspot.com