czwartek, 6 listopada 2014

One Shot

Na długi wekeend wyjeżdżam, oby był internet to może coś naskrobię i wam opublikuję, ale jak na razie nic się nie zapowiada na najbliższe 3 dni. Mam nadzieję że ten one shot wam się spodoba. Nie jest on napisany przeze mnie, ale przez znajomą, która lubi pisać różne opowiadania, ale twierdzi, że na razie ma za mało czasu żeby regularnie publikować. Twórczość Lynchowej (ochrona danych osobowych) będzie się tu zapewne pojawiać częściej. Zapraszam na jej debiutanckiego, opublikowanego łanszota ;) Uważam, że jest on dobrym wprowadzeniem do kilku spraw, które wydarzą się w rozdziale 6. Tak wyjątkowo notka dzisiaj na początku. Już nie przedłużając do napisania ;)

-Puść mnie natychmiast! Jeszcze z nią nie skończyłam! -krzyczy szatynka, próbując wyrwać się swojemu chłopakowi.
-Wsiadaj do auta! -rozkazuje jej, ale ona cały czas się szarpie, nie dając za wygraną.
-Ross pomóc ci? -pyta rozbawiony Riker, wychodząc z samochodu.
-Nie dzięki. Zaraz ją wrzucę do środka! -mówi już lekko zdenerwowany zachowaniem swojej dziewczyny. W końcu nie wytrzymuje, przerzuca ją przez ramię i idzie w stronę auta. Riker już  otworzył bratu drzwi i z radością przygląda się całej akcji.
-Ross nie! Ani mi się waż! -protestuje głośno dziewczyna, ale nic to nie dało. Wrzuca ją na tylne siedzenie i siada obok.
-Kochanie co cię napadło? -mówi spokojnie.
-Kochanie? Jak możesz do mnie tak mówić po tej akcji -oburza się Jane.
-Ej, nie ja napadłem na tą laskę jak dziki zwierz.
-Ale dałeś mi do tego powody. Czy ty naprawdę nie widzisz jak Brooke się obok ciebie kręci?
-Podobam się jej to jasne -mówi rozbawiony Ross.
-No co ty nie powiesz! Jeszcze raz a powyrywam jej te kłaki! Przysięgam!
-Ach kobiety i ich zazdrość -komentuje Riker - Gdzie was podwieźć? -pyta po chwili.
-Do Andy'ego.
Skinieniem głowy dał znać, że zrozumiał i zawozi ich w wybrane miejsce. Wysiadają z samochodu, wcześniej żegnając się z Rikerem i czekają, aż odjedzie. Gdy znika za rogiem, blondyn idzie do czekającego już na niego kumpla. Znikają na chwilę, wyprowadzają motor z garażu i żegnają się. Ross podchodzi do Jane.
-Kiedy zamierzasz powiedzieć reszcie, że kupiłeś motor?
-Kiedyś trzeba będzie. Wsiadaj.
Dziewczyna uśmiecha się i usadawia za Rossem. Jadą w milczeniu. Jane zamknęła oczy, pogrążając się w myślach. Jej włosy powiewają na wietrze.
Czuje jak przechodzą jej ciarki wzdłuż pleców. Przytula się mocniej do swojego chłopaka.
-Dziękuję -mówi nieśmiało do Rossa.
-Za co? - pyta podchwytliwie.
-Dobrze wiesz. Brooke nieźle działa mi na nerwy -śmieje się - Kocham cię.
-Tez cię kocham skarbie -mówi czule Ross. Niebieska honda zaczyna zwalniać. Zatrzymują się w lesie. Jane otwiera oczy, nie wiedząc o co chodzi.
-Gdzie jesteśmy? -pyta swojego ukochanego lekko zaniepokojona.
-Chodź, coś Ci pokaże - bierze ją za rękę i idą razem przez las. Jest ciemno. Godzina 12 w nocy.
-Ross, gdzie idziemy? Trochę się boję.
-Spokojnie, jestem przy tobie - całuje ją w czoło i przyciąga bliżej siebie. - Już prawie jesteśmy.
Wychodzą na niewielką polanę.
-Pamiętasz, jak po ostatniej kłótni z rodzicami zniknąłem? -dziewczyna potakuje głową - To tutaj byłem. Uwielbiam to miejsce.
Jane nic nie mówi. Jest oczarowana widokiem. Czyste, gwieździste niebo i księżyc w pełni. Słychać szumiące fale oceanu. Nigdy nie była w tak pięknym miejscu. Zupełne odcięcie od świata. Cisza i spokój. Brakowało jej tego. Idzie przed siebie, zostawiając chłopaka z tyłu. Kładzie się na ziemi i patrzy w niebo. Ross podchodzi do niej i kładzie się obok. Leżą chwilę w milczeniu.
-Pięknie, prawda?-pyta w końcu towarzyszącej mu dziewczyny.
-Tak. Nigdy nie byłam w takim fantastycznym miejscu -odpowiada spokojnym, rozmarzonym głosem.
-Ech, widzę coś piękniejszego -zagaduje i zaczyna całować ją po szyi.
-Wymyśl coś lepszego. Tym nie poderwiesz żadnej -śmieje się Jane i obraca na bok, patrząc prosto w jego brązowe oczy. Momentalnie odpływa. Te oczy są wręcz hipnotyzujące. Wybudza się gdy czuje na swoim policzku ciepłe usta.
-Wiedziałem, że to na ciebie zadziała -szczerzy swoje białe ząbki i ponownie ją całuje.
-Ty zawsze wiesz co na mnie działa -mówi i odwdzięcza się całusem. Nadal leżą w swoich czułych objęciach, obserwując niebo. Jane dziwnie patrzy na chłopaka.
-Ross, wszystko z tobą w porządku?
-Tak. Dlaczego pytasz?
-Czy aby na pewno?
-Wszysko dobrze -odpowiada zdezorientowany.
-Hmm. No nie wiem. W takiej sytuacji już dawno byś mnie rozbierał.
-Aaa... tego chcesz! -Ross wybucha śmiechem.
-Nie, nie chce. Ale zachowujesz się dziwnie spokojnie.
-Wiesz, zbieram siły na dalszą zabawę -uśmiecha się zawadiacko i zaczyna ją pieścić. Zatapiają się w swoich objęciach i czułych, gorących pocałunkach. Stopniowo znikają z nich ubrania, aż zostają zupełnie nadzy. Niespodziewanie Jane odrywa się od chłopaka.
-Czy coś się stało? -pyta zaniepokojony.
-Przepraszam. Nie mogę -odpowiada.
-Dlaczego? Najpierw się domagasz, a teraz nie chcesz -mówi żartem-A tak serio, zrobiłem coś nie tak?
-Nie, nie, ale chyba nie chcesz zostać tatusiem, co?
-Czemu miałbym zost... aaa.
-Gratuluję. Biologia zdana na pięć -przerywa mu dziewczyna -A poza tym, to nie jest odpowiednie miejsce do tych rzeczy -tłumaczy i wstaje żeby pozbierać ubrania. Ross przygląda jej się z ciekawością lecz ona  zauważa to.
-Dlaczego tak mi się przyglądasz? Mam coś na sobie? -pyta zdezorientowana.
-Właśnie w tym rzecz, że nie masz nic i to mi się podoba -podchodzi do niej i mocno przytula.
-Ach, za bardzo cię rozpieszczam -mówi z uśmiechem na twarzy i podaje chłopakowi ciuchy. Zaczynają się ubierać, co jakiś czas spoglądając na siebie i wybuchając śmiechem. Znów siadają na trawie w swoich objęciach. On delikatnie opiera swoją głowę o jej i gładzi aksamitne, długie włosy. Milczą. Każde z nich pogrążone w swoich myślach. Ross wspomina swoje dzieciństwo, koncerty, trasy i jak poznał Jane. Uśmiecha się sam do siebie. Spostrzega, że dziewczyna już zasnęła. Powoli okrywa ją swoją skórzaną kurtką. Zamyka oczy i momentalnie zasypia w ciepłych objęciach dziewczyny.

Powiew morskiej bryzy budzi Jane. Słońce powoli wschodzi. Rozgląda się dookoła, ale po Rossie ani śladu. Zastanawiając się gdzie może być jej chłopak, ubiera jego kurtkę i schodzi niżej w stronę wody. Spacerując powoli po plaży, zauważa swojego blondyna chodzącego po skałach. Idzie powoli w jego stronę. Podchodzi bliżej i z zaciekawieniem przygląda się, co robi. Chłopak odwraca się.
-O hej -uśmiecha się szczerze.
-Hej. Co ciekawego robisz?
-Postanowiłem trochę pozwiedzać. Jak się spało?
-W porządku, ale jestem strasznie głodna! -mówi i zbliża się do blondyna z wyszczerzonymi zębami.
-Chowaj kły wampirzyco i jedziemy na naleśniki z syropem klonowym i bitą śmietaną.
-Mniam! -wykrzykuje i biegnie na górę w stronę zostawionego motoru.
-Czekaj! -krzyczy za nią-Jeszcze chciałem coś zrobić!
-Co takiego? -pyta zaciekawiona.
-Chodź, a zobaczysz.
Jane przybiega do Rossa.
-No, to powiesz co robimy?
-Idziemy się popluskać!
-Hmm... no dobra! -mówi radośnie i ucieka.- No chodź, co tak stoisz!-krzyczy do niego.
Ross przygląda się z uśmiechem dziewczynie i biegnie za nią. Rozbierają się, zostając w samej bieliźnie. Wchodzą do wody.
-Jak zimno -narzeka Jane.
-Nie jest tak źle. Zobacz -Ross odwraca ją w stronę wschodzącego słońca i obejmuje od tyłu.
-Piękne -komplementuje - Nie chcę wracać do domu. Tu jest tak dobrze, a poza tym na pewno rodzice są źli, że nie wróciłam ani nie zadzwoniłam. A jak się dowiedzą o Brooke?
-Daj spokój, nie będzie tak źle.
-Miejmy nadzieję. Wiem, że moi rodzice nie są tacy sztywni, ale sporo się tego uskładało.
Ross mocno ją przytula.
-Ale pomyśl, warto było.
-Oj tak. Niezapomniane wrażenia -odwraca się i chce pocałować chłopaka, ale zamiast całusa, chlapie go wodą.
-Tak się dziękuje za niezapomnianie wrażenia?! Czekaj tylko, aż cię dorwę -śmieją się razem i chlapią nawzajem wodą. Po kąpieli o wschodzie słońca udali się na umówione śniadanie. Po naleśnikowym szaleństwie i niekończącym się śmiechom, niestety, trzeba zmierzyć się z rodzicami. Jane czuje, że będzie ciężko.
-Mam ci towarzyszyć? - pyta Ross gdy stoją pod domem Jane.
-Nie. Dam radę, dziękuję. Odezwę się później.
Chłopak całuje ją w policzek i znika na motorze.
Dziewczyna niepewnie wchodzi do domu.
-Cześć Jane - mówi Susann wychylając głowę z kuchni-Gdzie byłaś tyle czasu?-pyta spokojnie mama.
-Byłam u Rydel.-cicho odpowiada.
-Mhm. A jak było naprawdę?
Jane podnosi głowę i patrzy na mamę, która oczekuje od niej prawdziwej odpowiedzi. Skąd ona wie, że oszukuje.
-Dobra, byłam z Rossem.
-Gdzie?
-Nad morzem.
-Cały czas? - pyta podejrzliwie Susann.
-Tak.
-Ok, dobrze. A wiesz kto dzisiaj dzwonił?
-Nie.-odpowiada niepewnie.
-Pani Jason. Powiedziała mi o twoich wagarach. Tych dzisiejszych, jak i tych wcześniejszych. Co się z tobą dzieje?-pyta troskliwie córkę.
-Nic się nie dzieje.
-Jakiś powód wagarowania musi być - mówi wycierając ręce w ściereczkę i podchodzi do Jane.
-Ugh! Irytuje mnie ten ciągły wizerunek grzecznej, dziesięcioletniej dziewczynki. Czasem trzeba odbiec od swojej rutyny. Tobie nigdy nie zdarzało się wagarować, czy dostawać jedynki? - tłumaczy.
-Owszem zadarzało, ale proszę cię, nie zmieniaj się dla kogoś. Tak, czy inaczej masz szlaban. Zero wychodzenia z domu i od razu po szkole wracasz do domu. Zrozumiano?
-Tak, ale Lynchowie mogą do mnie przychodzić? -pyta błagalnym wzrokiem.
-Szlaban -powtarza Susann, ale widzi smutny wyraz twarzy córki-Ech, niech ci będzie, ale tylko pod moją obecnością.
-Dziękuje -całuje mamę w policzek i idzie do swojego pokoju lecz zatrzymuje się przed schodami i zwraca do matki - Nie zmieniam się dla kogoś i wcale nie zamierzam -biegnie na górę, żeby poinformować swojego chłopaka o wszystkim. Susann tylko skwitowała uwagę córki uśmiechem i wróciła do kuchni.
-Cześć Ross. Gadałam z mamą.
-Hej słońce. I jak tam?-odpowiada zaciekawiony.
-Mam szlaban.
-Jak teraz będziemy się spotykać?
-Spokojnie, wynegocjowałam, że możecie przychodzić, ale jak mama jest w domu -odpowiada entuzjastycznie.
-W sumie, lepsze to niż nic. A za co ta kara?
-Za wagary. Na szczęście nie wie nic o Brooke.
-Lepiej, żeby się nie dowiedziała.
-No lepiej nie, będę miała poważny problem. Dobra, muszę kończyć, zobaczymy się jutro?
-Jasne, trzymaj się. Pa.
-Pa.
Jane odkłda telefon na biurko i zabiera się za naukę do jutrzejszego sprawdzianu. Jak można spędzić cały dzień na nauce?! Marnowanie czasu, ale niestety takie są konsekwencje wagarowania, teraz trzeba wszystko nadrobić. Jane ocknęła się z szału nauki. Już 21?! Czas na kąpiel. Chłodny prysznic dobrze robi. Po wieczornej toalecie, ciepłe łóżeczko już czeka. Zatopiona w puchu kołdry, zasypia.

Jakieś nieprzyjazne odgłosy wyrywają Jane ze snu. To ten cholerny budzik, znienawidzony przez większość ludzi. Cóż, trzeba wstać i zebrać się do szkoły. Śniadanie, szkoła, lekcje, dom. Dziwnie szybko zleciało. Rodzice wrócili o stałej porze. Rodzinny obiad, rozmowy, wszystko normalnie. A może jednak nie? Coś tu nie gra. Pewnie zaraz się przekonamy.
-Liz, idź proszę do pokoju, musimy porozmawiać z twoją siostrą -informuje Susann. Liz bez słowa odchodzi od stołu.
-Masz nam coś do powiedzenia? - tym razem głos zabiera tata.
-Nie, nie mam.
-To może wiadomość o Brooke odświeży ci pamięć. Wiesz, że wylądowała w szpitalu? Nadal nie masz nam nic do powiedzenia?- informuje zdenerwowana Susann.
Jane była zaskoczona tą informacją. Faktycznie, wiedziała, że za bardzo poniosły ją emocje, ale nie zdawała sobie sprawy, że jest tak źle.
-Mamo, ja naprawdę nie chciałam jej nic zrobić! Irytuje mnie ta suka! Cały czas kręci się wokół Rossa!-wrzeszczy.
-Hamuj słowa i uspokój się! Ross to dobry chłopak i nigdy by cię nie skrzywdził.
Łzy napływają do oczu Jane.
-Pójdziesz i przeprosisz Brooke.-zadecydował ojciec.
-No chyba wam się śni!
-Zrobisz to, czy tego chcesz, czy nie.
-Zakaz spotykania się z kimkolwiek, nawet z Lynchami. Będziesz siedzieć przy książkach, aż oduczysz się wagarować i wdawać w bójki! -wtrąciła matka.
-Teraz szoruj do siebie!-skwitował wściekły George. Jane bez wzruszenia opuściła jadalnię już rysując w swojej głowie zemstę na rodzicach. Wysłała do Rossa SMSa: "Jutro, godz. 17 u mnie. Zbierz swoich i Ella." po czym zadowolona ze swego pomysłu, wzięła gitarę i zaczęła brzdąkać.

Po powrocie ze szkoły Jane zaczęła przygotowywać się do spotkania z kumplami. Susann niedługo jedzie do swojej siostry pomóc w urodzinowych przygotowaniach, George w pracy do późnej nocy. Pozostaje Lizy. Trzeba się jej pozbyć. Jane idzie do pokoju siostry.
-Liz! Jedziesz z mamą?
-Nie chce mi się -odpowiada.
-To lepiej niech ci się zachce. Nie chcę dzisiaj cię tu widzieć. Jasne?
-Szykujesz dziką imprezę?
-Może. A teraz zamknij się i spadaj na dół.
-Dobra, dobra nie bulwersuj się tak. Tylko nie spraw żadnej niespodzianki za 9 miesięcy-żartuje Lizy.
-Przymknij się młoda i już cię nie widzę! -podnosi głos i idzie do swojego królestwa. Dobra Liz-posłuchała, grzecznie zabrała się z mamą. Dom wolny. Za 20min. powinna pojawić się ekipa. Dokładnie o 17 przed drzwiami Jane, stanęło 6 uśmiechniętych buzi.
-Hej mała -przywitał się zawadiacko Riker.
-Nie zarywaj bo zarobisz w twarz od Rosa -skomentował Rocky i powitał gospodynię.
-Hej księżniczko -zawołała wesoło Rydel, po czym obdarowała ją wiśniowym pocałunkiem.
-Cześć Jane -przywitali się równocześnie Ellington z Rylandem. Na samym końcu podszedł Ross ze swymi słodkimi ustami i gorącymi objęciami.
-Witajcie kochani. Dzięki, że przyszliście pomimo mojej kary. Żarcie przygotowane, muza jest. Zaczynamy!-krzyczy wesoło i porywa Rydel do tańca. Na chłopaków nie trzeba było długo czekać. Od razu dołączyli do szalejących dziewczyn. Tańce, śmiechy i zabawa w najlepszym towarzystwie. Jane nawet nie spostrzegła, że już druga w nocy, póki w drzwiach nie stanęli rodzice i Liz.
-Co tu się dzieje do cholery jasnej?! Wynocha mi stąd!-wrzeszczy Susann. Lizy zmyka do swojego pokoju unikając kłótni, a zmęczony George odchodzi w bezpieczne miejsce.
-Masz szlaban, co znaczy, że masz siedzieć w domu, a nie imprezować pod naszą nieobecność! Wynoście się, a ty zniknij mi z oczu!-krzyczy na córkę.
-Dobrze, jak sobie życzysz -mówi niewzruszona Jane i razem z paczką opuszcza dom. Wsiada na motor z Rossem, po czym zwraca się do reszty:
-Spotkamy się kiedyś tam. Kocham was -mówi roześmiana dziewczyna.
-Zaraz, a ty gdzie?-pyta zdziwiona matka, wybiegając z domu za córką.
-Miałam ci zniknąć z oczu. Uważaj na to, czego sobie życzysz bo w tym momencie twoja prośba się spełnia- informuje zadowolona, zakładając kask. Ross uruchamia silnik.
-To co, przed siebie? -pyta chłopak.
-Tak. Jak najdalej stąd.

2 komentarze:

  1. Ciekawy one shot. Twoja kolezanka ma dryg do pisania. Namow ja do zalozenia bloga a ja czekam na rowniez wspaniale rozdzialy albo one shoty xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Informuję że u mnie pojawiła się poprawiona wersja Prologu. Zapraszam.
    czarnykruk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń